Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki DXXII - Przyjemne z pożytecznym

75 598  
190   12  
Dziś będzie o pieczeniu pizzy na zlocie integracyjnym, o tym jak się piecze chlebek, przygodach przy rejestracji samochodu, kapitanie, który jest prawdziwym skarbem oraz o Turku w Edynburgu. Zapraszam do czytania.

INTEGRACYJNE PIECZENIE PIZZY

Pracuję w firmie, która co roku organizuje imprezę integracyjną. Ambicją naszych HaeRek jest, aby co roku integrować się w inny sposób niż tradycyjnie polski (chlanie, grillowanie i naparzanie się po twarzoczaszkach). W tym roku postawiły na ambitne zadanie - zespołowe robienie pizzy. I pieca do pizzy też. Podzieleni zostaliśmy sprawiedliwą metodą, a mianowicie absolutnie przypadkowego losowania kolorowych szmatek, które były znakami rozpoznawczymi poszczególnych drużyn. Ludzie, którzy dygali przy organizacji rzeczonego biegu po żarcie porozmieszczali na terenie imprezy namioty (już po dziesięciu minutach zaczynały się składać), pod którymi były kolejno: stół, zestaw małego murarza (cegły, metalowe obejmy, mikroszpachelki, wiadro) oraz produkty do wyrobienia ciasta na rzeczoną pizzę (mąki, drożdże, sole i jakieś inne proszki w plastikowych kubkach). Ideą było, że w trakcie stawiania pokracznych kuzynów Tadż Mahal i kręcenia placka drożdżowego, poprzez branie udziału w rozlicznych konkursach, zdobywać dodatkowe składniki do pizzy drużynowej. Kiedy już w drużynach fachowcy zabrali się za zdunową odmianę murarki pozostali zaczęli ugniatanie ciast. Szło ludziom lepiej, gorzej, ale na pewno głośno. W pewnym momencie prowadzący imprezę ogłasza przez mikrofon:
- Przypominamy również, że biały proszek w pokalach to zaprawa murarska do waszych pieców.
W tym momencie, od jednego ze stolików, rozlega się pełne desperacji:
- To teraz, k*wa mówisz?!
Pizza wyszła kształtna.

by panzerigel

* * * * *

Z PAMIĘTNIKA POCZĄTKUJĄCEGO PIEKARZA

Na śniadanie nie zdążyłem, ale jest jeszcze chlebek do obiadowej zupki i kolacja.

Kupujecie, świeże, pachnące pieczywko. Aż jeść się chce, prawda?
No to macie!

Pierwsze zaskoczenie, że nikt nie chce ode mnie książeczki sanepidu, badań wysokościowych czy czego tam jeszcze. Hmm, pewnie się poznali, że porządny człowiek, to i flepów nie chcą.
Pokazali co i jak (tu kibel, tu się jara fajki, tutaj kawę pije). Jadziem! Nowy jak to nowy, przynieś, zanieś, pozamiataj. Wozimy sobie takie wielkie wózki z chlebem (300-400 sztuk na każdym) przed piekarnię żeby ostygły. Tam taki niewysoki próg jest na którym zwykle leży blacha żeby wózek nie skakał, bo mało stabilne toto jest. Pech chciał, że ktoś go przełożył na jakiś inny próg. Dwie półki z gorącym jeszcze chlebkiem j*b o asfalt!:
- Izi nowy. Podnosisz, odkładasz na półkę, idziemy po kolejny wózek.
Przy krojeniu to samo:
- Ucz się młody. Jak spadnie, to podnosisz, układasz, żeby ładnie wyglądał(czytaj: tak żeby się kromki zgadzały wielkością), do wora, zgrzewasz i dobra jest.
Piecze się też takie długie prawie metrowej długości bochny, które nie wchodzą w kombajn do krojenia. Co zrobić z tym fantem zapytacie? Otóż sprawa jest prosta:
- Bierzesz nowy ze 4 skrzynki(z ziemi), odwracasz dnem do góry, gerlachem(taki z pół metra) odznaczasz na skrzynce połowę i dziabasz.
Po 40-50 bochenkach czarny od syfu spód skrzynki poszarzał od mąki. Po kolejnych kilkudziesięciu był już bielusieńki.
Jak myślicie, mieliście farta w sklepie?

Bon appetit!

p.s.: Jest jeszcze produkcja...

by skijlen

* * * * *

RIPOSTA KIEROWCY

Jadę sobie dzisiaj autobusem, w którym trzeba wsiadać przednimi drzwiami i okazywać kierowcy bilet, legitymację lub cokolwiek uprawniającego do przejazdu.
Na jednym z przystanków wsiada pani i nie pokazując nic, rzecze do prowadzącego pojazd.
- Dzień dobry, miesięczny.
Pada błyskawiczna odpowiedź.
- Dzień dobry, kierowca.

by wierzboletti

* * * * *

REJESTRACJA SAMOCHODU

Ostatnio nastąpiła u mnie zmiana kodu (trójka z przodu) i z tego powodu postanowiłem zrobić sobie miły prezent - sprawiłem sobie Skodę 110 de luxe z 1976 (a co!), czyli takie autko, jakim zaczynałem jeździć jako świeżo upieczony kierowca ponad dekadę temu.

Jako, że przez ostatnich 7-8 lat głównie leasinguje auta, przez ten czas nie miałem okazji bywać w wydziale komunikacji.
Pozmieniało się - wydają numerki (!), kartą można płacić (!!), czas rejestracji 10 minut (!!!), ale Panie za biurkiem się nie pozmieniały:

Trzy scenki jak to rejestrowałem Skodzi:

Urzędniczka: chce pan wymienić tablice?
Ja: Nie.
U: Dlaczego?
Ja: Bo te już mają wywiercone otwory montażowe.
U: Ale w tamtych też może pan wywiercić...
Ja: To prawda, ale w tych nie muszę...
U: To jaka to różnica?
Ja: W nowych muszę...

U: Ilu osobowy jest to samochód?
Ja: Pięcio osobowy.
U: Dziwne.. w starym dowodzie w polu ilość miejsc jest litera P zamiest 5...
Ja: Nie wiem dlaczego, z resztą Wasz urząd wystawiał ten dowód. Może P jak Pięć?
U: Tak Pan myśli?
Ja: Tak, bo chyba nie: P jak cztery...

U: Jaki jest kolor samochodu?
Ja: Bordowy
U: A nie brązowy?
Ja: To chyba kwestia interpretacji, ale raczej bordowy... Z resztą i tak za miesiąc będzie lakierowany..
U: To wpisuję czerwony.

by Maciek007


* * * * *

A teraz chwila przerwy na stare dobre czasy, czyli wspominki sprzed
300 odcinków. Tak, to się działo prawie 6 lat temu.

FOCH TO TAKIE ZWIERZĄTKO DOMOWE


Siedzimy sobie wczoraj wieczorkiem z :salivalem, jak zawsze laptopy na kolanach, ja jeszcze oglądam sobie X-files na 3 kompie... ot wieczór rodzinny. Ale że mi za mało promieniowania było, to jeszcze salivalowi w monitor zerkam, a on se tam coś rozpakowuje właśnie...
[ja]: - Coooo tam maaasz?
[salival]: - Coś.
[ja]: - No ale co?
[salival]: - No coś.
[ja]: - No ale co tam rozpakowujesz?!
[salival]: - No przecież ci mówię, że coś!

Tutaj ja rozpoczynam procedurę focha, która polega na założeniu rąk na cycach i odwróceniu się do niego częścią zadnią.

[ja]: - Ale ty jesteś, nawet mi nie chcesz powiedzieć, tylko głupa ze mnie robisz, znów coś ukrywasz [bla bla bla - babskie pitu pitu]...
[salival, który nie cierpi babskich fochów]: - Przecież cały czas ci mówię, że "Coś" film taki, "The Thing" oryginalnie, mówiłem przecież że chcę sobie obejrzeć.

by AyA_Mrau

* * * * *

Z MŁODEJ PIERSI SIĘ WYRWAŁO


Historia opowiedziana mi przez osobistego kuzyna, zawodowego żołnierza w stopniu "najstarszy plutonowy". Rzecz dzieje się na imprezie wojskowej dekorowanej wieloma gwiazdkami obecnych.
W trakcie spożywania tradycyjnego jadła i picia wojskowego jeden z oficerów, chcąc przylizać co nieco u dowódcy, tak żeby wszyscy słyszeli rzekł:
- A nasz dowódca to może zjeść tyle co młody góral.
Wszyscy byli zachwyceni komplementem do momentu, gdy dowódca zapytał:
- A ile może zjeść młody góral?
Odpowiedź pogrzebała wszelkie awanse oficera chyba na zawsze
- A tyle co duża świnia.

by luckydar

* * * * *

PIĘKNE MAJTKI

I stało się tak, że dnia onego Żona zbudziła Męża swojego słowami "Już pora". I spojrzał Mąż na Żonę swoją i zrozumiał, że do szpitala powieźć ją będzie musiał natychmiast. I zawezwał swojego Przyjaciela Grzegorza, który zmotoryzowany był. I pojechali. A tam zanim drzwi sali porodowej zamknęły się Żona pożegnała Męża słowami: "Lękam się Mężu mój, że bielizny właściwej ze sobą nie zabrałam. Idź tedy do sklepu i majtki piękne mi kup, bym wyglądem swoim wstydu sobie i Tobie nie przyniosła". I poszedł Mąż z Przyjacielem swym Grzegorzem do sklepu. I tam stanęli przed wyborem ogromnym bielizny damskiej wszelakiej. Wiedzeni przykazaniem by majtki jak najpiękniejsze kupić blisko godzinę spędzili w dziale onym, zapewne zainteresowanie straży bramowej tegoż sklepu wzbudzając. Wspólnymi siłami wybrali wreszcie takie, które obaj uznali za najpiękniejsze. I z radością ponieśli paczkę do domu tego błogosławionego, gdzie Żona w tym czasie powiła Mężowi syna Jakuba. I poszedł Mąż by Dziecię swoje zobaczyć i Żonie prezent wręczyć. I tam Żona paczkę rozpakowała i Mężowi swojemu, który pochwały oczekiwał rzekła: "Cudneś mi Mężu majtki kupił. Koronkowe. I takie piękne. TYLKO K......A DLACZEGO STRINGI?"

by agraba

I powracamy do autentyków teraźniejszych:


* * * * *

TAKI KAPITAN TO SKARB

Wujaszek mój jest kapitanem. Pływa sobie po całym świecie od wybrzeży Australii przez Kanadę, aż po Meksyk. W weekend było spotkanie rodzinne, na którym wujaszek się zjawił i jak zwykle kilka ciekawych opowieści sprezentował. Jedna z nich brzmiała mniej więcej tak (mniej więcej, bo połowa jej po rosyjsku była opowiedziana, a ja nie ocień haraszo gawarim):

Wiecie, z fekaliami na morzu problem jest taki, że to ciągle trzeba wszystko magazynować i bardzo skrupulatnie notować kiedy komu i ile się oddało. Zazwyczaj gdy jesteśmy na jakimś morzu, to wynajmuje się jakiegoś miejscowego, co odbiera od całej floty. Byliśmy jakoś niedawno na morzach (czegoś czego nie pamiętam, ale komunikowało się z nimi głównie po rosyjsku) i o 3 nad ranem przypływa do nas ta ich barka od fekalii. Na statku było dwóch kapitanów, jeden international, dla załogi angielskojęzycznej, a drugim byłem ja, kapitan dla miejscowych. Zatem wychodzę ja do nich, patrzę, a oni nayebani w 3 dupy, ledwo stoją i tylko mnie widzą zaczynają mi jęczeć, że kto to normalny wzywa ich o 3 nad ranem. Wujas jak to zobaczył to ciśnienie mu skoczyło z miejsca i rzucił przepiękną marynarską wiązankę, trwająca jak nic 10 minut. Najczęściej przewijały się słowa takie jak "blad", "suki", "sabaki", "job", "twoju" i "mać". Gdy tylko skończył, chłopaki na barce były już trzeźwe i tylko zaczęły prosić cichutko: "Dobrze, już odbieramy, tylko proszę, nie przeklinaj nas już tak, naprawdę, nie denerwuj się, już odbieramy". Po skończonej robocie wujek zapytał się ich jeszcze czy będą dalej pić, a gdy powiedzieli, że do rana, to dał im na odchodne kilka soków i mleka, żeby na kaca mieli i wrócił na mostek. A tam już czekali bosman i chief, i lecą do niego uradowani: "Willy, ty to jednak umiesz rozmawiać z ludźmi!"

by Sawpel

* * * * *

TURECKA KNAJPKA W EDYNBURGU

Byliśmy ostatnio w Edynburgu na zakończeniu festiwalu teatrów ulicznych. Klimat niesamowity, ale życzę powodzenia każdemu, kto chciałby coś zjeść w centrum w sobotni wieczór - zapomnij.
Wreszcie znaleźliśmy malutką turecką knajpkę troszkę z boczku. Właściciel kelnerował i jednocześnie pełnił obowiązki gospodarza sali (salki). Zagadywał klientów, podrzucał sosiki i takie tam.
- From Poland? - zapytał nas z szerokim uśmiechem.
Przytaknęliśmy.
- Dobrze jest? Jedzenie? - błyskał dalej uzębieniem.
- Wspaniałe! Przepyszne! - odpowiadamy ze szczerym zachwytem .
- No to zajebiście. - podsumował pogawędkę kierownik sali, a widząc nasze widelce zawieszone w pół drogi do dziobów, wytłumaczył:
- Mój kolig jest z Polski i trochę mnie uczy języka.

by konwalia

* * * * *

PRZYJEMNE Z POŻYTECZNYM

Byłem niedawno na weselu, na którym to poza całą gamą ciotek i kuzynów gościła również para z Niemiec. Chlebodawcy Młodej lub Młodego, nie wiem dokładnie. Już po życzeniach a przed wejściem na salę weselną tradycyjne powitanie chlebem i solą, a po nich kieliszek wódki. Wiadomo, wódkę się wypija, kieliszkami Młodzi rzucają za siebie. Jeśli się rozbiją, to wróży szczęście.
Ktoś z zaproszonych gości chciał najwyraźniej połączyć przyjemne z pożytecznym, bo tuż przed rzutem dobiegł naszych uszu teatralny szept
"W Niemca, w Niemca!"

by alexey


Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM W tytule maila wpisz Autentyk.


Oglądany: 75598x | Komentarzy: 12 | Okejek: 190 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało