Dobrze znamy to uczucie, gdy budząc się rano uświadamiamy sobie, że trzeba wstawać do pracy, a zupełnie nie mamy na to ochoty. Dziś kilka sprawdzonych wymówek, które szef "łyknie" jeśli tylko nie będą nadużywane:
Jeśli wykorzystasz miłą puszystą istotę jako argument, nawet najbardziej nieczuły szef da ci wolne. Najważniejsze, by pokazać trochę emocji i dać do zrozumienia, że pies (czy kot) zachorował poważnie.
Problem z autem to niezła wymówka, ale ważny jest tu jeden subtelny szczegół: należy pokazać szefowi, że absolutnie nie znasz się na budowie samochodu i rzucić coś w stylu "z tego okrągłego coś cieknie" albo "coś tam nie działa". Wtedy szef (jeśli to facet) w duchu roześmieje się z twojej głupoty i wielkodusznie da wolne.
Uśmiercanie słowem krewnych, by wymigać się od roboty to parszywe posunięcie, ale nie wtedy, gdy krewny nie istnieje. Poświęć jakąś wyimaginowaną cioteczną babkę, tak, byś nie musiał czuć się głupio, gdy spotkasz swoją "martwą babkę" w Wielkanoc.
Ślub przyjaciela to ważny powód, by zwolnić cię z pracy. Jeśli chciałbyś otrzymać trzy dni wolnego zamiast jednego, ten wyimaginowany ślub powinien odbyć się gdzieś w odleglejszym zakątku kraju i z dwoma noclegami.
Jeśli wszystkie wymówki ci się skończyły, stara sztuczka "jestem chory" zawsze działa. Tylko nie używaj jej zbyt często, w przeciwnym razie może się zdarzyć, że już nie będzie po co wracać do pracy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą