Ciężki jest żywot człowieka, który od najmłodszych lat karmiony
był seansami krwawych slasherów i filmów o duchach i nadgniłych
pożeraczach ludzkiego mięsa. Miłość do horrorów musi, w pewnym
momencie, przegrać ze zwyczajną nudą, którą regularnie serwują
nam filmowcy przekonani, że tysięczny raz damy się nabrać na
oklepany do bólu motyw. Ja wiem, że „zwycięskiego składu się
nie zmienia”, ale... ile można straszyć nas tym samym?
Mam wrażenie, że w kwestii kina grozy powiedziano już wszystko i
każdy kolejny film reklamowany jako horror jest jedynie zlepkiem powielonych setki razy schematów. Tymczasem widz, który chciałby miło się
zaskoczyć, powinien znaleźć sobie inne zajęcie, na przykład
pielenie grządek, naukę gry na ukulele czy chociażby ćpanie
heroiny. Przed wami kilka motywów, które – moim zdaniem – powinny udać
się na zasłużony spoczynek wieczny.
#1. Nie masz gdzie
uciekać? Uciekaj do góry!
Kiedy do domu wedrze
ci się zamaskowany, lekko utykający, osiłek z toporem w dłoniach, to nigdy, przenigdy nie opuszczaj swojej chaty. Bo po co? Przecież
na dworze łatwiej się ukryć, złapać Ubera i czmychnąć w siną
dal, a poza tym na pewno gdzieś są tam ludzie, którzy mogliby
wezwać policję, psując widzom całą zabawę. Zamiast tego szukaj
schodów, które zaprowadzą cię do pokoju na pięterko albo
najlepiej – na strych. Na strychu jest przecież bezpiecznie i nic
ci nie grozi. Nic poza toporem roztrzaskującym twój głupi łeb.
Jak babcię kocham –
kiedy kolejny raz widzę scenę, w której drąca się wniebogłosy
panienka biega po schodach, w głębi duszy życzę twórcom tego
filmu, żeby im córki za rudych konfederatów wyszły!
#2. Nawiedzone domy
No to tak. Grupa
nastolatków trafia do opuszczonego domu, w którym wiele lat
wcześniej doszło do straszliwej zbrodni i od tego czasu chałupa
nawiedzona jest przez siły nieczyste. A potem to już z górki – krew, piski niewiast i ogólna masakra. Oryginalne, nie? Pewnie, że
powstało sporo znakomitych produkcji o chatkach, w których czai się
zło, ale powiedzmy sobie szczerze – pomysł ten był dość świeży
jakieś 40 lat temu i poza paroma wyjątkami większość
współczesnych filmów opartych na tym motywie to po prostu nędzne
plagiaty klasycznych, wiekowych już horrorów.
#3. Samochód, który
nie chce odpalić
Nazwijmy to
złośliwością rzeczy martwych albo lenistwem scenarzystów.
Raczej jednak stawiałbym na to drugie. Mamy zatem babeczkę, która zgodnie
z zasadą „final girl” musi przeżyć i porzuciwszy rolę ofiary,
ubić złodupca, co to wymordował jej przyjaciół. Póki co jednak
panna biegnie ile sił w nogach przed goniącym ją zwyrolem.
Zwyrol, z jakiegoś powodu idąc wolnym krokiem, jest szybszy niż
Usain Bolt i z palcem w wiadomym miejscu mógłby dogonić najszybszą
nawet gazelę. Ratunkiem dla dziewczęcia jest auto. Ojej, nie chce
odpalić? Przecież nie od dziś wiadomo, że każdy akumulator w
samochodzie rozładowuje się w wyniku kontaktu z rozhisteryzowanym lachonem.
#4. Zombie
Uwielbiam stare
filmy o zgniłkach. Zarówno te uważane za klasykę, czyli
najstarsze produkcje George’a Romero, jak i nieco mniej już
ambitne dziełka w stylu „Powrotu żywych trupów”, czy nawet tandetne
niczym odpustowe pistolety na kapiszony włoskie koszmarki z lat 70.
Mimo że bardzo chciałbym wierzyć, że kiedyś znajdzie się jakiś
geniusz, który tchnie w ten gatunek horroru nieco świeżości, to
obawiam się, że za szybko to nie nastąpi. Mowa przecież o
chodzących zwłokach, które boleśnie kąsają ludzi – trudno tu
o jakąś głębszą rozkminę. Znacznie większy potencjał nadal drzemie
jednak w wampirach, mimo że swego czasu zostały one analnie zgwałcone przez twórców adaptacji romansideł Stephenie Meyer...
#5. Śmierć po
albo w trakcie seksu
A to już kalka,
która powielana jest od lat 70., kiedy to zaczęły powstawać
pierwsze slashery. Jak wiadomo, typowe dla tego gatunku jest to,
że główni bohaterowie to zazwyczaj młodzi ludzie zmagający się
z zamaskowanym, najczęściej małomównym, mordercą. A że nic nie
sprzedaje się lepiej niż jędrne cycki skąpane we krwi, to trzeba
to wykorzystać. I tak też radośnie rypiąca się parka, która
znalazła zaciszne miejsce gdzieś na odludziu, praktycznie zawsze
odwiedzana jest przez habana z ostrym narzędziem. Za jego pomocą haba bardzo
skutecznie psuję im zabawę. Są cycki, jest krew. Odhaczone.
#6. Lustro zawsze
zwiastuje „jump scare”
Spośród wielu
oklepanych sposobów na przestraszenie widza najbardziej wkurza mnie
tzw. „jump scare”, czyli motyw, w którym nagle na ekranie
pojawia się jakaś straszliwa postać i robi „BU!”. Nawet gdy
film jest zatrważająco nędzny, pozbawiony klimatu i jakichkolwiek
walorów artystycznych, to sięgnięcie po takie prymitywne narzędzie
zawsze gwarantuje, że widz się przerazi. Z tego samego założenia
wychodziła obsługa popularnych niegdyś obwoźnych wesołych miasteczek, która to urządzała w jakiejś zatęchłej budzie „zamek strachu”. Zawsze
naczelnym punktem programu był czający się w mroku lokalny menel, z
zaskoczenia rzucający się na gości tej atrakcji. Niby efekt
wywołania strachu został osiągnięty, ale w jakże mało
wyrafinowany sposób…
Zdecydowanie
najbardziej ogranym i lamerskim wykorzystaniem tego taniego chwytu są
horrorowe sceny z lustrem. Niespodziewająca się niczego złego
osoba przegląda się w nim i mało nie pada na serce, gdy w odbiciu pojawia się ktoś jeszcze. Tymczasem widz zastanawia się,
czy podskoczył na fotelu przez strach, czy nagłe uderzenie skondensowanej
żenady.
A ten film to akurat całkiem miodny klasyk. Znacie?
#7. Straszne dzieci
Zanim filmowcy
zaczęli do bólu eksploatować ten motyw, powstało kilka naprawdę
dobrych produkcji o demonicznych małolatach. Dość tu wspomnieć o
znakomitym „Omenie” czy klasycznych już „Dzieciach kukurydzy”,
jednak długie dekady straszenia nas kaszojadami sprawiły, że chyba
już mało kto faktycznie będzie miał obawy przed obejrzeniem
kolejnego nudnego filmu o nawiedzonym gówniarzu, który z
beznamiętną miną morduje ludzi. Doprawdy, wszyscy mają już dość
zarówno nawiedzonych małolatów, jak i psychopatycznych klaunów.
#8. Nawiedzone lalki
Zupełnie nie
rozumiem, czemu jeszcze nikt nie nakręcił horroru o nawiedzonym
odkurzaczu albo opętanej przez prastare zło szatkownicy do jajek.
Przecież posępne moce mogą wstąpić w dowolny przedmiot – od
szyszki, aż po spinacz biurowy. Czemu jednak zawsze zagnieżdżają
się w jakichś paskudnych lalkach? Weźmy to na logikę – mroczna
siła uwięziona w blenderze czy nawet zwykłym młynku do kawy
miałaby zdecydowanie więcej możliwości zrobienia komuś krzywdy
niż badziewna zabawka! Zdecydowanie bardziej chciałbym obejrzeć horror, w
którym zabijaniem zajmuje się złowrogi prostownik do akumulatorów
niż kolejny klon laleczki Chucky!
Dobra, ponarzekałem
sobie. A teraz bardzo was proszę – polećcie mi jakiś dobry
horror, który sprawi, że znowu uwierzę w ten umierający gatunek!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą