Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Kamenjak - gdy nie jest za późno na urlop...

57 224  
184   20  
Gdy szuka się pomysłów na wakacyjny pobyt i padnie hasło "Chorwacja!", od razu skojarzymy ją z takimi miastami jak: Pula, Rijeka, Split czy wyspa Krk. Ale czy słyszeliście kiedyś o Kamenjaku?

Trochę suchych faktów:
- Przylądek Kamenjak jest najbardziej wysuniętym na południe punktem półwyspu Istria (kilkanaście kilometrów od Puli).

- W bezpośrednim sąsiedztwie (a właściwie od niej się zaczyna) znajduje się wioska Premantura (to ją widać na zdjęciu w prawym, górnym rogu), w której można znaleźć nocleg i napić się domowej roboty grappy.

- Od 1996 objęty jest ochroną Parku Krajobrazowego.

- Na terenie Premantury i Kamenjaka jest duży camping i przystań dla jachtów.

- W sąsiedztwie jest kurort Medulin (słynie z piaszczystej plaży).

Gwoli ścisłości: Skupimy się na Kamenjaku, a jeśli będzie zainteresowanie, to z przyjemnością zrobię artykuł o Chorwacji samej w sobie.

Jako że veni, vidi, davinci, chciałbym pokazać z czym to się je w praktyce.
Premantura jest leniwą wioską, w której czas płynie bardzo powoli (ta część Chorwacji ma do siebie to, że zabudowania są w stylu włoskim, więc i ludzie żyją jak Włosi, z tym że na ciągłej sjeście). Ma niecałych 800 mieszkańców. Jest niezwykle urokliwa, co od razu rzuca się w oczy.


A tak wygląda od wewnątrz:




W ogrodzie figi, orzechy, pomarańcze, a później do sąsiada, żeby w gardle nie zaschło.



W wiosce jest kilka sklepów, kantor/informacja turystyczna, kilka knajpek, gdzie można napić się czegoś innego niż przydomowej grappy, Ożujska w 3-litrowej, plastikowej butelce lub wody (jak zwierzęta...), czy też spróbować prawdziwych chorwackich przysmaków (burger, hot dog, pizza, zapiekanka).

A tak na serio, jakieś lokale są, ale nie oczekujcie zaskoczenia, toć to wioseczka, a nie jakieś Mielno czy Władysławowo... Jak człowieka najdzie potrzeba, to można podskoczyć do Puli, jakieś 11 km i mamy wszystko czego dusza zapragnie.

Tak a propos grappy (robią je ze swoich plantacji winogron), którą sprzedają prawie wszędzie: Poszliśmy na degustację do sąsiada. Wybór win i grapp był duży, więc trochę czasu tam zleciało. Opowiadał nam, że kiedyś koło 1 w nocy zastukali do niego pijani Rosjanie z zamiarem nabycia wódki, bo im się skończyła. Na wieść o tym, że sąsiad wódki jako takiej nie ma, ponoć posmutnieli, ale nie dali się zbyć. "W końcu grappa to bimber, to daj pan spróbować!". Tylko że ich degustacja odbyła się na zasadzie jednego wysłannika, który jednym przechyleniem butelki opróżnił zawartość ponad 40% napitku. Otarł twarz i poprosił o 6 takich. True story (a przynajmniej tak słyszałem).
 
No dobra, lokacja ogarnięta, wiadomo, że wino robią dobre, wodę widać zewsząd, to i by się człowiek popluskał. Tylko jak tam dojść?

Kamenjak
:

Na teren rezerwatu można się dostać poprzez camping (ogólnodostępny) lub przez główne wejście ze szlabanem i biletami (pomimo tego, że wstęp jest darmowy). To po co bilety? Po to, żeby móc autem wjechać. Pff, chyba tylko Niemcy są tak leniwi, żeby nawet na plażę autem wjeżdżać. Przyjechaliśmy odpocząć od samochodów, pospacerować na łonie natury, naładować akumulatory. Idziemy z buta...


A na drugi dzień grzecznie ustawiamy się w kolejce po karnecik.

Okazało się, że niezliczona ilość plaż i łażenie po mieszance piachu ze żwiru podczas upału, z plecakiem i sprzętem plażowicza to nie najlepszy pomysł.
Wjazd kosztował około 35 kun za dzień. Przydał się kilka razy, kiedy chcieliśmy odwiedzić plaże na samym końcu tej bajecznej krainy lub kiedy to po przejechaniu kilku kilometrów okazało się, że nasze ręczniki nadal się suszą w domu.


Poniżej mapka z broszurki, którą dostaje się przy wejściu. Są na niej opisane plaże (te najbardziej popularne), a także gatunki roślin i zwierząt, które można spotkać po drodze. Na terenie parku są dwa "bary", w których można się czegoś napić lub coś zjeść...

... więc wyobraźcie sobie teraz, że delektujecie się szumem fal, morska bryza łechce wasze zgrzane ciała, zapach drzew i krzewów smyra wam nozdrza przyjemnym zapachem, no i ten gulasz... E, co? Podnosicie głowę, otwieracie zaspane oczy i oto przed wami jegomość, wyglądem przypominającym Snorlaxa (bo pokemony są jeszcze na topie, nie?), gotuje sobie obiad. Słońce w pełni, 38°C, ludzie wokół, a on na kuchence turystycznej podpiętej do butli z gazem robi gulasz (przynajmniej tak to pachniało), po czym myje całą zastawę... Nie, nie w zmywarce w domu. Wychodzi na to, że nie tylko Polacy mają Januszy plaży.

Plaże są zróżnicowane pod względem ułożenia kamieni (naszej wygody przy leżakowaniu), wejścia do wody (gdzie od razu jest głęboko, a gdzie możemy trochę w tej wodzie pochodzić), wielkości fal (zdarzały się miejsca, gdzie ich nie było w ogóle i takie, gdzie człowieka od razu wyrzucało na ląd). Po parku cały czas poruszamy się piaszczysto/kamienistymi drogami aż do zejść na wybrane plaże. W efekcie prawie każde auto w Premanturze jest zakurzone. Śmieszny widok dla kogoś, kto jeszcze nie był na Kamenjaku.

Wbrew pozorom on nie jest prawdziwy.
 
I nie, to zdjęcie nie jest tu przypadkiem. Jako że w okolicy zatoki Pinizule oraz na wyspie Fenoliga znaleziono odciski dinozaurów, postawiono im park (w parku, czaicie?) i ich podobizny (he, he) są porozstawiane pomiędzy ścieżką, którą dojdziemy na jedną z plaż. Nie jest ich dużo, zaledwie kilka sztuk naprzemiennie ze śladami ich łap w ziemi, ale zawsze to coś.


Piękne stworki, taka abstrakcyjna sztuka, autorka jest światowej klasy. Możecie ją kojarzyć z tego dzieła:

Nie tego konkretnie i nie jest to potwierdzone info!

Jest też i druga niespodzianka - Mini zoo!
Znajduje się ono w centralnej części parku i nie jest specjalnie oznakowane. Wygląda to bardziej jak działka z zagrodami dla zwierząt i miejscem na odpoczynek. O tym, że trafiliśmy na miejsce, upewnił nas znak oraz kilka zaparkowanych aut. Grupka turystów siedziała przy stoliku z tubylcami i sączyła grappę. Po przywitaniu, kawałek dalej...

Taki widok wita nas przy wejściu.


Prosiaka nikt nie pilnował, każdy był zajęty odpoczywaniem na swój sposób. Nie było też obaw o to, że się przypali, ponieważ cały ruszt podpięty był do nowoczesnej maszyny, która czuwała nad optymalną temperaturą owego mięska.

Tylna część grilla

Genialne w swej prostocie. Woda z kubeczków wracała rynienką do basenu, z którego pompą trafiała ponownie do kranu.

Zaraz obok znajdował się dziedziniec ze zwierzakami.

Co tak ładnie pachnie? I gdzie jest wujek Andrzej?

Oprócz świnek były przeróżne ptaki w klatkach, owce, kozy, koń i osioł.
Wszystkie zwierzęta były w zagrodach, do których można wejść (coś jak w zoo we Wrocławiu)
Fajna sprawa, jeśli wypoczywa się z dziećmi, po wizycie w takim miejscu każdy milusiński byłby zadowolony.
Nas do odwrotu nakłoniła sfora dzikich psów, która jakimś cudem uciekła ze swojego kojca. Przez moment mieliśmy serca w gardłach, gdy biegły na nas ujadając w ilości 10 sztuk. Można się przestraszyć, gdy idzie się na spacer po mieście i nagle zza budynku wyskakuje jakiś owczarek niemiecki, a tutaj, w innym kraju, na środku odludzia, tyle szczekających, niepilnowanych potworów.
Na szczęście miały pokojowe zamiary i obyło się bez walki, ale i tak przez jakiś czas sen z powiek spędzały mi koszmary na myśl o tym spotkaniu.

Owe krwiożercze bestie, na zdjęciach poniżej:



No dobra, zrobiliśmy zwrot jak się okazało, że te przeurocze kuleczki troszkę... śmierdzą. A przez to śmierdzą też nasze ręce, więc wypadałoby coś z tym zrobić. Psiaki, jak się okazało, lubiły przebywać w towarzystwie innych zwierząt w ich zagrodach. Stąd zapach, ale dowiedzieliśmy się o tym dopiero później...


Na Kamenjaku można przebywać do godziny 21. Później jest zamykany i pilnowany. Ale na przylądku, jak wspominałem wcześniej, jest też camping, na który można było wejść. Nie jest on usytuowany w tak malowniczej części i nie ma z niego spektakularnych widoków, jednak dostęp do morza czy wypożyczalnia sprzętu pływającego (łódki z silnikami, skutery wodne, deski windsurfingowe, rowery wodne) plus boiska i gokarty skutecznie zachęcają turystów do odwiedzenia tej części Premantury. Jest co robić! My jednak byliśmy zajęci odkrywaniem coraz to nowych zakątków w tym jakże bajkowym miejscu...

Uwielbiam aktywny wypoczynek.


Ahoj, przygodo!

Kiedy znudzi Wam się odkrywanie nowych plaż (bo tam zamieszkaliście, albo macie miesiąc urlopu), możecie zacząć odkrywać nowe... WYSPY!
No, może nie całkiem nowe, ale dla Was i tak to się liczy!
Wynajem łodzi to koszt ok. (przynajmniej 3 lata temu, aparat kłamie) 120 zł za cały dzień. Są to zwykłe łódki wiosłowe z silnikami o mocy do 5 koni, więc wystarczy brać dowód w łapę (zostawiacie w zastaw, dowód za łódkę, tanio, nie?) i to wszystko. Na jednej z okolicznych wysepek jest bar, który jest przez "lokalsów" polecany. Oprócz tego, że jest okupowany przez stado dzikich królików, to nic ciekawego w nim nie ma. Te same specjały co w wiosce plus wystrój rodem z barów mlecznych minionego ustroju.
Generalnie fajny sposób na spędzenie dnia, ale muszę przyznać, że po kilku godzinach mieliśmy dość. Ciągły warkot silnika i wiatr dają w kość. Niemniej jednak naprawdę polecam, bo można zobaczyć całą okolicę od strony morza lub zacumować przy jakiejś innej wyspie i zabawić się w eksploratora. Oczywiście z rozwagą, bo na własnej skórze przekonałem się, że z prądami morskimi nie ma zabawy...

Złoty pociąg to to nie jest, ale też cieszy.

We all live in a... wait, what?
 

Kolejna ciekawostka, pierwszy raz osobiście spotkałem się tam z nudyzmem. Kamenjak nie jest plażą dla nudystów stricte, aczkolwiek nie widziałem, żeby ktoś komuś uwagę zwrócił. Może to świadczyć o kulturze ludzi lub tumiwisizmie, jednak jeśli kogoś ten fakt drażni, to lepiej wziąć na to poprawkę. W praktyce co innego zobaczyć dwudziestokilkuletnią dziewczynę opalającą się toples a 80-letnią parę Niemców, odgrywającą spektakl pt. "Adam i Ewa, stworzenie świata" (się czepiłem Niemców, bo ich tam strasznie dużo, poza tym ta para autentycznie była z Niemiec).


Na jednej z plaż są klify, na których odbywają się konkursy w skokach do wody. Nie pamiętam dokładnie jak bardzo wysokie są, ale wrażenie robiły. Jest to jedyne miejsce, w którym w miarę bezpiecznie można poskakać, bo tylko tam gładkie skały są wysunięte głębiej w morze. Ja osobiście skoków nie próbowałem, z błahego powodu: meduz, które akurat w dzień pobytu tam stwierdziły, że one też się tam popluskają. Nic to, następnym razem! Znajduje się tam także bar, który ponoć jest punktem "must see", ale szczerze mówiąc nic specjalnego. Ot, trochę stolików, mała przyczepa campingowa przerobiona na "bar", menu z cenami z kosmosu. No i wszechobecny zapach moczu (toaleta była trochę dalej, toteż mamy z dziećmi czy tatusiowie po piwie chętnie zanurzali się w krzakach otaczających ten przybytek).
Za to klify... Ooo, panie, to już inna sprawa...


Podrzucam też link do filmu z jutuba (nie mój) dla zainteresowanych:

https://www.youtube.com/watch?v=WC5SbQRhtKo

Generalnie plaż i miejsca jest tyle, że w ogóle nie występuje tam zjawisko parawaningu. Każdy z pewnością znajdzie miejsce dla siebie, bez wstawania o 5 rano i zajmowania miejscówki. Ta poniżej była naszą ulubioną. Nazywała się Njive. Kamienie gładkie, jeżowców i meduz brak, dużo kolorowych rybek (maska, płetwy, rurka i lecimy). Po drugiej stronie przylądka była przystań dla jachtów (nie wrzucam zdjęć, bo jeszcze mnie ktoś pozwie, ale dużo nie tracicie).


Zmierzając ku końcowi: było to jedno z urokliwszych miejsc, w których zdarzyło mi się spędzić trochę czasu. Cała Premantura żyje swoim życiem i pojęciem czasu znanym tylko tam. Pobyt tam nie jest strasznie kosztowny. Gdyby nie paliwo czy winiety, wychodzi nawet taniej niż nad Bałtykiem.


Więc jeśli szukacie czegoś na ostatnią chwilę (bądź planujecie przyszłoroczny wypad), może warto zastanowić się nad miejscem, w którym każdy znajdzie swój kawałek podłogi i pomimo tego, że jest to wioska (turystyczna), na nudę nie będzie mógł narzekać. Dlaczego Kamenjak, a nie coś innego? Bo tutaj jest wszystkiego po trochu. Można się pobawić i wyciszyć jednocześnie. Nawet codzienne wyjście na plażę nie oznacza tego samego. W jednym miejscu możemy robić wiele różnych rzeczy, będąc codziennie gdzie indziej.
Gorąco polecam, żanet ca... znaczy Nasa.

PS Celowo nie ma tutaj zbyt wielu danych, wolałem przedstawić urok tego miejsca niż statystyki. Pozdrówki od autora i podziękowania dla Iskra.

To jedziesz czy nie?

PS 2 Ten na zdjęciu to nie ja, to Carlos (serio), strasznie złośliwy. Uwielbia marchewkę, a jego hobby to kopanie i gryzienie ludzi. Miły typ.
12

Oglądany: 57224x | Komentarzy: 20 | Okejek: 184 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało