James Gillingham był zwykłym angielskim szewcem, który na chleb zarabiał prowadząc swój sklep z butami "The Golden Shoes" w Chard - miejscowości położonej na południe od Bristolu. I pewnie nigdy byśmy o tym nie usłyszeli, gdyby nie to czego dokonał później. A zaczęło się w 1866 roku, od spotkania na ulicy człowieka, któremu armata urwała rękę.
Gillingham miał pewną wiedzę na temat budowy różnych konstrukcji ze skóry i innych tekstyliów - w końcu na co dzień wykonywał z nich różne rodzaje obuwia
Zaoferował więc spotkanemu mężczyźnie wykonanie sztucznej kończyny. Ciekawostką jest fakt, że Gillingham nie miał żadnego doświadczenia ani pojęcia o tym jak powinno to wyglądać - przepełniony współczuciem chciał jednak podjąć wyzwanie i spróbować choć odrobinę ulżyć kalekiemu człowiekowi.
Pokryta naturalną skórą kończyna była nie tylko mocna i sztywna, ale również świetnie dopasowana
O efekcie jego pracy zaczęto rozmawiać w świecie medycznym, a on sam zaczął robić kolejne projekty.
Mężczyzna szybko porzucił dotychczasowe zajęcie i zajął się już wyłącznie produkcją protez
Dzięki jego notatkom wiemy, że do 1910 roku jego produkt otrzymało ok. 15 tysięcy odpowiednio majętnych ludzi
Mężczyzna regularnie fotografował swoich pacjentów oraz wszystkie protezy, aby móc pomóc chirurgom w wyborze odpowiedniej metody amputacji
James Gillingham zmarł w 1924 roku
Firmę z protezami przez jakiś czas prowadziła jeszcze jego rodzina...
...ale ostatecznie zamknięto ją w 1960 roku
Warto zaznaczyć, że w tamtym okresie były to najlepsze dostępne protezy, które wyróżniały się doskonałym dopasowaniem i niezwykle precyzyjnym wykonaniem
Mężczyzna nazywany jest przez wielu protezowym "Gepettem"
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą